niedziela, 25 października 2015

Rozdział Czwarty - powieść J.W. Wolf'a



Wiele dni minęło a wieści jakby wsiąkały w ziemię Właściwie to

wsiąknęły całkowicie. Z przezorności kupowałem zarówno przez 

siebie jak i przez Hannę wszystkie gazety które pisał o tym

 zdarzeniu. Jednak tak jak się z przykrością dowiedziałem żadna z

 nich nie pisnęła słowem o kwestii mordercy, o innych ofiarach  

 które widziałem w jego chacie, właściwie to o spaleniu chaty i

 ostatecznie o moim wybawcy. Każda noc był krokiem w 

zapomnienie.  Hanna odwiedzał mnie co dwa dni, wielkimi krokami 

zbliżał się też rok akademicki. Nie mogłem nigdzie

 znaleźć kontaktu z przesłuchującym mnie funkcjonariuszem... tym


 całym Rel’em. Po tygodniu dostałem przesyłkę z gazetami lokalnymi 

miejscowości w której byłem porwany. Wszędzie nagłówki o wypadku 

tira i żadnej wzmianki o porwaniu. Łączyło się to też z faktem iż od 

wyjścia ze szpitala nikt mnie nie poprosiło wywiad lub komentarz. 

Obejrzałem nagraną przez Hannę powtórkę z wiadomości.

W środę doszło do wypadku ciężarówki wywożącej trujący 

azbest, na wysokości obwodnicy Sosnowca, doszło do zapalenia 

się benzyny co doprowadził do wybuchu w kilka minut po 

najechaniu na latarnie obwodnicy. W wypadku znaleziono ciężko 

rannego Nicolasa Andersena mieszkańca warszawy który wracał od 

przyjaciół podwożony przez nie znalezionego dotąd kierowcę. Nad 

ustaleniem tożsamości kierowcy, oraz rekonstrukcją tablic 

rejestracyjnych pracuje lokalna policja. Został wystosunkowany apel 

do lokalnej społeczności o znalezienie tego człowieka według portretu 

pamięciowego pana Andersena. Ciążą na nim zarzuty 

nieumyślnego spowodowania wypadku i narażania życia pasażera. 

Prokuratura bada przyczyny i wszczęła postępowanie... infolinia 
telewizji polskiej...“

Wypalałem definitywnie za wiele papierosów nad ta powtórką.. nie 

dosyć wszystko został przekłamane to jeszcze rysopis który 

podałem ukazywał zupełnie inną osobę Po pierwsze poszukiwania 

są zbędne bo ten cały Wilgelm jest martwy, po drugie nie był żadnego 

wypadku, zostałem porwany przez tego mordercę i torturowany jeśli 

omal nie zabity i wyratowany z koszmaru przez człowieka o imieniu 

Aunxton. Przy moich ranach jedynie cudem powróciłem do zdrowia 

aby zostać gruntownie przepytanym przez służby specjalne i tego całego 

REL’a i omal nie trafić do celi.. Coraz częściej patrzyłem z 

poruszeniem na dostarczoną mi paczkę niejednokrotnie chciałem 

ją otworzyć jednak kończył się wypalaniem papierosów przy oknie... 

niejednokrotnie pytałem się„co powie na to matka gdy wróci“ ... była 

połowa września 2000 roku... miałem pół miesiąca by zrozumieć jak 

najwięcej z tego co się wydarzyło.


Tej nocy był pełnia. Stałem sam w zacienionym pokoju a światło 

księżyca sączyło się przez haftowane żaluzje na paczkę.. 

prawdopodobnie od tego całego Aunxtona. Nie chciałem zapalać światła, 

próbowałem się przemóc by ją otworzyć by powrócił wszystkie 

wspomnienia makabry którą przeżyłem a ja je mam zwalczyć. 

Opadł ostatni proch z ostatniego papierosa ostatniej paczki ze 

zgrzewki „Teraz albo nigdy“ Odchyliłem woskową pieczęć z 

wyobrażeniem przypominającym głowę wilka, rozpakowałem z 

brązowego bristolu obitą pieczęciami ze wszystkich stron paczkę aby 

ujrzeć czarne pudełko... zdjąłem wieko. Ukazał mi się torebki 

wypełnione po brzegi sprzętem i mój plecak. Wyjąłem go w 

pierwszej kolejności i sprawdziłem zawartość Był tam 

wszystkie sprzęty które zgarnąłem ze stołu w chatce mordercy. 

pozostał dwie torby wypełnione był reszta przedmiotów z jego chaty. 

Niektóre nawet był pochodzeniem z innych krajów. Z sąsiedniego 

pokoju nadawał cicho telewizor. Od kiedy byłem sam tylko on 

zaszczycał mnie trzeszczącą od informacji obecnością,... leciał północny 

program jakiegoś pseudo-wróżbity produkującego się odnośnie przyszłości 

ludzi do niego dzwoniących. Otworzyłem ostatnia torebkę Ku mojemu 

zaskoczeniu był wypchana po brzegi pieniędzmi polskimi i 

amerykańskimi dolarami. z kieszeni bocznej wystawał list. wyjąłem 

go i od razu poznałem że jest od Aunxtona... może dlatego że zobaczyłem 

jego inicjał. Dwie zamknięte w przedziwnym symbolu litery „A“ w 

których środku był oko o kociej źrenicy. może wiedziałem podświadomie 

że chciał mi coś przekazać rozpieczętowałem i wyjąłem kartkę z 
której krzyczał czarnym tuszem na zaczerwienionym pasku. „Po 

przeczytaniu spalić i tylko spalić, Zniszczenie w inny sposób jest 

niedopuszczalne. Ujrzałem treść listu.


Nie wiem kiedy to przeczytasz Andersen, ale obyś ty to czytał, każdy 

kto to zobaczy poza tobą będzie musiał umrzeć ...powierzam ci 

rzeczy Wilgelma jak dobrze rozumujesz to mój brat, był brat, zabójca 

który złamał ważne zasady, nie mam wiele czasu na pisanie, muszę ci 

to jak najszybciej wysłać pieniądze z tej torby powinny pokryć koszta 

zapomnienia przez ciebie, o tym co się wydarzyło, i na normalne 

podejście do reszty twojego nędznego życia, jeśli to możliwe nie 

wymagaj prawdy, nie spotkasz się ze zrozumieniem... tak dział świat. 

Postaraj się mądrze zarządzać rzeczami które ci dostarczyłem, są to 

też ostatnie pamiątki po ludziach których zabił Jeśli potrzebujesz 

rozwiać wątpliwości osób bliskich, z tył koperty jest zaszyty 

sfałszowany kupon wygranej w totka - suma zgadza się z tą która 

teraz dostałeś.. uważaj Andersen! deklaracja pokoju to nie koniec 

wojny, ona nigdy się nie skończyła, jeśli będziesz mieć kłopoty w związku 

z tym zdarzeniem zadzwoń na głuchy numer

...787 473 757... „

odrzuciłem list i opadłem na dywan siadając w osłupieniu..
-że co?
-ze co ja kurwa.
-że... ale jak... po co... co... co kurwa?

Wstałem, otrząsnąłem się i przeczytałem go jeszcze raz...

-Ale jaka wojna? Jaki kurwa głuchy numer, czemu zapomnieć C,czemu świat tak działa?
 co za nędzne życie? Odkryłem kupon. Rzekomo wygrałem pół miliona w polskiej walucie i dolarach łącznie...

Nie miałem pojęcia czy myślę tylko te zdania, czy mówię na głos, czy może krzyczę Zląkłem się że ktoś mnie usłyszał Zapisałem numer
 na moją nokię podpaliłem list. gdy tylko papier dopadł ogień spalił go momentalnie, tak jakby pokryty był benzyną

 Nie został z niego nawet wiele popiołu.. dokładnie tak jakby nigdy nie istniał Przez mózg przemknęło mi „zbrodnia doskonała,


 brak dowodów“... ku mojemu przerażeniu chwilę później usłyszałem pukanie do drzwi. ukryłem czarne pudło tam gdzie leżało na początku.... torby,


 umieściłem w szafie a tornister zawiesiłem na wieszaku. Przerażony pobiegłem do judasza. Odetchnąłem z ulgą... była to Hanna.


-Usłyszałam krzyk i chciałam sprawdzić czy wszystko w porządku. - Przytuliłem ją mocno po przekroczeniu progu i zaprosiłem gestem dłoni do środka.

 Ostatnimi czasy zbyt często starała się mnie przytulić Czułem wtedy to miłe duszy ciepło i rozlewało się we mnie niczym błogi welon.


-Hanno? - zapytałem o uwagę podczas parzenia kawy.

-Masz koszmary Nikolasie? - Zdałem sobie sprawę że jestem w pidżamie i rzeczywiście wyglądam jakbym wstał z łóżka po śnieniu koszmaru.

-Leży mi na duszy kilka spraw. Skomentowałem. - muszę ci... coś wyznać Spojrzałem na nią i zrozumiałem

 jak wiele się zmieniła przez te kilka dni, zmarniała, cały czas była zamyślona i poniekąd nieobecna, wiedziałem iż się o mnie martwi jak nikt inny, sam nie potrafiłem zrozumieć tej troski.


- Nie rozumiem tak wielu rzeczy Nikolasie, pomagam ci w tej sprawie od początku i widzę że wszędzie w mediach

 milczą na twój temat, nikt nie wmówił nawet imienia tego mordercy, Wilgelma czy jakoś tak... czemu nikt nie mówi o tej sprawie mimo iż widziałam na własne oczy że to co masz na ciele to nie obtarcia,

 po wyskoczeniu przez przednią szybę.. dziś czytałam policyjny raport w tej sprawie... podobno wyleciałeś przez przednią szybę 

po uderzeniu w słup... - Rozumiałem jej wątpliwości, sam bym miał ich wiele gdybym dostał tak okrojony materiał ze sprawy... rozumiałem też jak okrutnie nie ma wątpliwości

 każdy przeciętny polak który słuchają wiadomości o moim wypadku nie przejął się sprawą bardziej niż pogoda na następny dzień..


- To co się zdarzyło ma zbyt wiele wątków by to upubliczniać.. może prasa nie szuka sensacji tam gdzie polityka może stracić...

- Może.... - odpowiedział lakonicznie Hanna i pociągnęła duży łyk gorącej kawy.

 Patrzyłem jak nieuczesane włosy opadał na jej blada twarz, jak nieumalowane oczy był podkrążone i pełne zwątpienia...


 nie wątpiła we mnie... otwierał się na jakiś nowy rozdział poznania rzeczywistości... tej rzeczywistości której tak bronił


 i wyśmiewał się z każdego dziwaka który ją negował i która teraz ukazywał się jej jako nakierowane kłamstwo... - Chciałeś mi coś powiedzieć Nikolasie. Usiadłem naprzeciw niej i spojrzałem w oczy równie zmęczone jak moje.



- Nie powiedziałem ci wielu rzeczy o tych zdarzeniach jednak uważam że jest to szczegół który powinnaś wiedzieć.. i pamiętać o nim gdy ktokolwiek cię zapyta

 o ta sprawę.. - Hanna nastawiła uszu.
- Tak jak ci powiedziałem wcześniej, zostałem uratowany ale nie uratował mnie policja... - zrobiłem chwile przerwy by mogła zrozumieć to co powiedziałem - Przed policją

 na miejsce przybył pewien człowiek który zamordował Wilgelma po okrutnej wymianie strzałów z broni której nie potrafię jasno zidentyfikować.. - Kolejna pauza, byłem świadom


 jak niedorzecznie brzmi to co mówię- Mężczyzna ten zwał się Aunxton Astonius i nie przybył tam po to by mnie ratować tylko po to by zabić Wilgelma.


- Czyli został nasłany na niego jako płatny zabójca? Chcesz powiedzieć że w Polsce istnieją płatni zabójcy? - Próbowała to wszystko sobie poskładać Hanna.
-Tak, ale nie to jest najciekawsze... własnie dziś wracałem z biblioteki z działu kryminologi i udało mi się znaleźć tego mordercę

 z kopii listów gończych z różnych części europy sprzed 20 lat...


-Po co szukałeś go w dziale kryminologii skoro zdjęcie..

-Ten rysopis podany w telewizji był sfałszowany... - uciąłem w pół zdania z ożywieniem i wyjąłem z teczki kopie raportów i listów gończych. Położyłem je przed Hanną aby mogła zobaczyć twarz mojego oprawcy i przeczytać sporej wielkości napis tytułowy.
 

POSZUKIWANY

WILGELM ASTONIUS


Hanna nie mogła oderwać oczu od kartki, co chwila czytał tytuł lub

 patrzyła na zdjęcie przedstawiające Wilgelma Astoniusa sprzed dwudziestu lat. W końcu zwróciła się ku mnie nie kryjąc zaskoczenia i z podejrzeniem w głosie.


-Jak mówisz że się nazywał ten człowiek który przybył żeby go zabić?

-Aunxton Astonius. - Zaznaczyłem Dobitnie. Hanna jeszcze raz rzucił okiem na kartkę
-Czyli oni są braćmi!... czemu mieliby się zabijać?

-O to samo zapytałem Aunxtona natychmiast po tym gdy mi oświadczył że zabił brata, lecz jeszcze wtedy myślałem że to metafora którą stosują zabójcy wobec siebie lub inny

 element kultury tego dziwnego zawodu... a teraz mam na papierze to że oni są realnie spokrewnieni.


- Wychodzi na to że uniknąłeś śmierci cudem Nicolas. - Stwierdziła Hanna ostatecznie, a ja wziąłem głęboki oddech.

 Oczywiście mogłem jej dać dowody, miałem je w torbach w szafie i w tornistrze.


 Sądziłem jednak że moja znajomość twarzy zabójcy i przedstawienie jej raportu ostatecznie ją przekonały do mojej wersji wydarzeń


 Poniekąd dziękowałem Bogu za to że nie miała okazji nigdy się na mnie zawieść dzięki temu nie miał podstaw sadzić że jestem zdolny do kłamstwa.


- Ale wiesz jak brzmi to co mówisz Nikolasie? - Spojrzałem na nią przenikliwie próbują odczytać do czego zmierza.

-Zostałeś porwany przez seryjnego mordercę i omal nie zginałeś gdy nagle uratował cię człowiek który jest jego bratem i przybył tylko po to aby go zabić.. ta pasuję bardziej do jakiejś pseudo intelektualnej powieści sensacyjnej niż do prawdy...

-Hanno... ja...

-Nigdy nie powiedziałam że ci nie wierzę nie potrafiłbyś wymyślić czegoś takiego bez powodu, ale nie sądzisz że każdy człowiek który to usłyszy uzna twoją historię za nieprawdopodobną - Siedzieliśmy dłuższą chwilę w

 milczeniu, przeliczałem w myślach wszelkie za i przeciw tego co usłyszałem.
-Masz rację Hanno - odezwałem się w końcu - nie powinienem dążyć do ukazania prawdy dla wszystkich, ważne że znam ją ja i ty...

 gdy sobie o tym pomyślę do tej pory nie wiem co powiem matce po jej powrocie zza granicy.

Minęła noc i po niej dzień zastanawiałem się co zrobić z połową miliona które dostałem na „zapomnienie przeszłości“... w torbach znalazłem portfele ofiar dzięki którym mogłem namierzyć 

ich na listach w komisariatach policji. Czułem się winny wiedząc że przetrzymuję dowody w sprawie jednak współwinna był też policja która oszukała dziennikarzy wyjątkowo sprawnie i utajniła 99 procent dochodzenia.

 Winny był REL który nakłaniał mnie do zajebania ryja w tej kwestii i nie podejmowania próby wyjaśnień bo ściągnę na siebie gniew jego przełożonych.


 (potraktowałem to wtedy jako brak udzielania wywiadów jednak prawda okazało się całkowite zapomnienie sprawy i oszukanie opinii publicznej.)


 O ile darowano mi życie i więzienie polityczne o tyle zrozumiałem że rodziny innych ofiar nigdy nie ujrzą swoich podopiecznych.


 Patrzyłem na zdjęcia tych ludzi w dowodach osobistych. Łagodni i uśmiechnięci Polacy którzy musieli zginąć taką straszną śmiercią.....


 Nie pomyliłem się Ich nazwiska dalej figurował na listach zaginionych w komisariatach w całej Polsce.


 Jedno był pewne. Ktoś tu odpierdala wyjątkowo  brudną robotę moja ciekawość jednak przeważyła, może tylko ja nazywałem 

to ciekawością jednak był to mieszanina uczuć zarówno wobec siebie jak i zwłok które gniły przy mnie w jamie mordercy.

 Zapamiętałem twarz jednego z trupów która znajdował się najbliżej mnie podczas tych dni

. Bezbłędnie też odszukałem dowód tej osoby. „Rudolf Nidendal“ - francuz z polskim obywatelstwem....

 „nikt nie będzie się martwił o obcokrajowców którzy przybywają i wybywają z kraju kiedy chcą

 Nawet po ogłoszeniu zaginięcia te sprawy są traktowane... pobocznie i o ile jego rodzice nie są bogaci, najczęściej leżą miesiącami zanim ktoś się tym zajmie.

 Postanowiłem się spakować i wyjechałem do Łodzi gdzie mieszkali jego rodzice

... Nie wiem co mną naprawdę kierowało... nie potrafiłem tego jednoznacznie określić.. może mgła wrażeń przysłonił mi tamte wydarzenia...

 może fakt że byłem półżywy przez cał ten horror... ostatecznie czułem że również ja zwątpiłem i potrzebowałem... odpowiedzi, wsparcia.. lub potwierdzenia że to wszystko zdarzyło się naprawdę..
 
dotarłem pociągiem na stację pod wieczór... słońce coraz wcześniej chowało się za horyzont.

 Według zakupionej mapy, zameldowanie Rudolfa... mojego rówieśnika, był w domu jednorodzinnym poza granicami miasta. niezwłocznie dojechałem tam komunikacją Pokryta domkami letniskowymi

 i jednorodzinnymi okolica zdawał się tonąć w żółciach i brązach jesieni oblana blaskiem księżyca i światłem przydrożnych latarni...

 Budynek w którym ongiś mieszkał Rudolf Nidendal 

był całkiem okazałą posiadłością jednak urządzoną skromnie albo mi się tylko tak wydawało. Gdy już byłem przed bramą dopadł mnie wątpliwości.

 Po dłuższy namyśle stwierdziłem że nie będę wiedział co powiedzieć jego rodzicom.

 zakradłem się z drugiej strony domu by zajrzeć do tych ludzi w okno. Za płotem od strony ogrodu był wzgórze porośnięte żywopłotem skąd można 

był ujrzeć sypialnie państwa Nidendal.

 Przyczaiłem się tam obawiając się czy nie zostanę przyłapany.

 Na górze w wielkim oknie ujrzałem starszego człowieka, palił papierosa przy otwartym oknie co jednocześnie kusił mnie by samemu zapalić

 przez krótka chwilę po wypaleniu patrzył w moją stronę lecz widocznie mnie nie zauważył Wyjął z szuflady ramkę ze zdjęciem którego nie potrafiłem wyraźnie zobaczyć Przez całkiem spory czas zastanawiałem się gdzie jest żona tego mężczyzny?

 Czy Rudolf był jego ostatnim potomkiem? 

Czy policja powiedział mu o identyfikacji ciała zmarłego?

 Gdy tak siedział ze strapionym i pełnym smutku wzrokiem miałem wrażenie jakby z żalu miał się zamienić w głaz... właściwie to napominał mi skulpturę.

. zastygłą w żalu rzeźbę której już nic nie ruszy... i wtedy się ruszył.. poszukiwał czegoś w pokoju, lecz ja dalej myślałem że siedzi i patrzy na to zdjęcie...

 wyjął kolejną paczkę papierosów i wyszedł na balkon... musiałem się stąd zmywać jak najszybciej.

 Sam się zdziwiłem jak bezszelestnie potrafiłem opuścić chaszcze i przejść nie łamiąc żadnej gałęzi na przody domu skąd po rozejrzeniu się ruszyłem w kierunku miasta.

 
- Blondynie, zatrzymaj się - Usłyszałem za swoimi plecami, był to niski męski głos, jakby starca...

 odwróciłem się powoli i zobaczyłem człowieka którego przed chwilą obserwowałem.

 Jak mogłem nie zauważyć go gdy rozglądałem się przed domem, teraz stał za płotem i siłował się z zamkiem od furtki,

 patrzyłem na niego chwilę rozmyślając czy nie uciec, czy nie rzucić tego wszystkiego.
-Przepraszam że cię zatrzymuję.. ale czemu obserwowałeś mój dom o tej porze? - Powiedział gdy tylko znalazł się koło mnie...

 takie słowa nie byłby normalne w polskim kraju... a może tylko tam gdzie polak miał korzenie żydowskie... jednak ja byłem obcokrajowcem a ten człowiek jak się domyślałem był..
-Jak się pan nazywa? - spytałem.
-Stefan Nidendal - a ską...
-Jest pan francuzem?

-Tak, jestem francuzem. -...czyli był francuzem... możliwe że samo zatrzymanie się i próba rozmowy, oraz brak konsekwencji ze strony pana Stefana mógł zajść tak niezmiernie rzadko bo byliśmy oboje obcokrajowcami...

 bo nie mieliśmy tej dziwnej polskiej mentalności w której każdy nam pragnie coś podpierdolić lub zabrać..
- Nazywam się Nikolas.. pan wybaczy... sam nie wiem czemu obserwowałem pana dom... możliwie że mamy dwudziesty pierwszy wiek... sam pan wie... ludzie mają fetysze...
-Czy wie pan coś o zaginięciu mojego syna panie Nikolas? Bardzo pana proszę strasznie się o niego martwię- zapadł pełna wyczekiwania cisza, słyszałem osiadająca na liściach rosę buczący transformator, 
chrapanie kota w mrokach jesiennych alei..

 co miałem mu powiedzieć.. prawdę? kłamstwo?... jak wielkie będzie to mieć konsekwencje w przełożeniu na prasę.. ja potrafiłem milczeć ale czy pan Stefan potrafił.. w końcu to był ojciec... Rudolf był jego jedynym synem... zapewne... nie wiem tego... ale rozumiem jak kluczową sprawa będzie dla niego teraz znalezienie syna..
-Ma pan syna? Zapytałem wkładają wszystkie sił w udawanie niedowieaenia. Możliwe że dało efekt.
-Tak, miałem... nazywał się Rudolf... zniknął miesiąc temu nie zabierają rzeczy... pieniędzy też nie wziął.. bardzo się o niego martwię..
-To straszne, mogło mu się coś stać. ma pan jego zdjęcie?
 
-Tak,... proszę. - Wyjął wypchany skórzany portfel, wyjął z niego sporej wielkości zdjęcie i mi wręczył
-Widział go pan gdzieś..?

 Spojrzałem w oczy twarzy która rozkładała się nieopodal mnie przez kilka dni gdy sterczałem w dole... widziałem jak odpada jej nos, jak wypływają oczy... musiałem się powstrzymac przed emocjami od tego zależało powodzenie iluzji...
-Gdzieś widziałem kogoś podobnego... ma pan podobne rude włosy jak on... ale wie pan co... to niemożliwe... no chyba że pana syn zna rosyjski...
-Jest pan rosjaninem? - Przytaknąłem i oddałem zdjęcie...
-Gdy zobaczę go gdzieś w okolicy na pewno pana poinformuję
-Dziękuję.. naprawdę panu dziękuję.. odwrócił się by wejść do ogrodu, popatrzyłem dookoła siebie czy nikogo nie ma w okolicy...

 najbliższe kilka domów było całkowicie opuszczone, poza jednym w którym zgaszono śiatło jakby lokatorzy jeszcze nie przyjechali.

 popatrzyłem uważnie na okolicę, odbicie światła po drugiej stronie domu... 

koło transformatora leżał wypełniony metalowy profil spawalniczy... wyważyłem go w dłoni... miał ciężar podobny do małego łoma...

 Podbiegłem za starcem prawie do furtki i przepierdoliłem mu tak że zatoczył koło podczas wypierdalania się na zwilżoną rosa glebę.

 wykorzystywałem każdą mili sekundę na podniesienie potęgi ciosu i nakurwiałem go po wszystkich kończynach aby z obolałości nie mógł nimi ruszyć.

 Doszedłem do momentu w którym z bólu potrafił omdlale tylko rzęzić wykorzystałem to by pobiec po wąż ogrodowy... tak bardzo dziękuje Bogu że jeszcze nie był przymrozków i wszystkie przyrządy leżały na wierzchu 

a nie w garażu... związałem go i usadowiłem przy płocie. patrzył na mnie w pół kontaktującymi wściekłymi oczyma, jakbym zabił mu syna z tym tylko szczegółem że starzec przede mną nie miał syna...

-Będę do bólu szczery panie „iks“. W chuja to mogę robić ja ciebie a nie ty mnie... 

OD KIEDY KURWA FRANCUZ NIE MA JEBANEGO 

FRANCUSKIEGO AKCENTU ZA TO MA AKCENT KURWA A 

ME RY KAŃSKI!!! - zdjąłem tą prowizorycznie zrobioną silikonową maskę z tej pokurwionej twarzy i spojrzałem w oczy czarnoskóremu młodzieńcowi z obitym moimi własnymi rękoma ryjem... 
 
-No tak... mogłem się wcześniej domyślić.. kurwa gdzie twoje aktorstwo palancie, dałeś mi wydruk zdjęcia z listu gończego zamiast prawdziwego zdjęcia... nic dziwnego że było takie wielkie...

 znalazłeś się nagle na ogródku... przed chwilą siedziałeś na balkonie paląc fajkę.. 

Stefan? serio kurwa Stefan? jaki pierdolony francuz nazywa się Stefan?

 i jeśli już kurwa postarzasz się na siłę to nadaj silikonowym rękawiczkom głdkości bo błyszczą się w jebanym świetle latarni... skąd kurwa jesteś czarnuchu?

 pierdolony asfalcie? kto cię kurwa nasłał - Starałem się nie podnosić głosu, wiedziałem że mimo nagłego wiatru i ogólnych dźwięków nocy prawdziwy ojciec Rudolfa może wyczuć że coś jest nie tak i mnie przyłapie...

 sam byłem zszokowany jak precyzyjnie potrafiłem wyłpać te szczególy, już podczas rozmowy zwróciłem na nią uwagę wszystko w tym człowieku był sztuczne,

 również to że miał czternaście kluczy w pęku i siłował się z furtką po prostu nie mogą znaleźć właściwego...

 ale po co komu napadać na mnie i tak okrutnie infiltrować?

 Miałem jedyne szczęście że nie przyznałem się do znajomości Rudolfa przed nim, to demaskowałby złamanie obietnicy przed tym całym Rel’em jak i udowadniałby ż mam dowody które pewnie są poszukiwane w sprawie. 

Przetrząsnąłem jego kieszenie, tak jak się domyślałem, chuj miał odznakę i to nie byle jaką odznakę Przeczytałem na głos.

-Max Randy AKA Stefan C.I.A. no tak, czarny klocu pigmeja, wiedziałem że coś tu śmierdzi.
-Mógłby mnie pan nie obrażać na tle rasowym? a teraz proszę mnie rozwiązać bo inaczej będzie pan miał kłopoty... 

Spojrzałem na niego z całą potęgą i nienawiścią którą w sobie miałem widziałem że mimo spokoju i nienawiści

 do mnie poczuł lęk... parzyłem na łom a on zaczynał sobie uświadamiać co zaraz nastąpi... jednak pomylił się.. przeszukałem go od stóp do głowy, mimo obrzydzenia przetrząsnąłem też jego majtki..

 nie miał podsłuchu, nie miał nawet krótkofalówki... mógł to oznaczać dwie rzeczy..
-Panie Max, drogi panie max - zacząłem upiornie - wie pan że niedawno omal nie uniknąłem śmierci z rak psychola...

 wie pan kto mnie obronił przed tym psycholem?

 no tak.. musi pan wiedzieć.. jeszcze więszy psychol... jak pan myśli panie Max... czy psychopatia jest zaraźliwa? 

- Zaczął jęczeć lecz nie mógł krzyczeć bo uszkodziłem jego struny... siedział tak... może mnie przeklinał może się modlił.. wróciłem zza domu ze znalezioną siekiera.. był wyjątkowo duża i wyjątkowo naostrzona...

 w którymś z niezamieszkanych domów znajdował się pień do cięcia drzewa...

 
- Zdaje pan sobie sprawę panie Max, że nie jest pan na terenie stanów zjednoczonych...
- Proszę mnie nie zabijać..
- Zanim potwierdza pana zaginięcie może minąć miesiąc, może rok... ma pan rodzinę„agencie Max“
-Niech mnie pan nie zabija... błagam - zaczął płakać chociaż nie 

mógł tego zrobić głośno...
-Jest też spora szansa że nie ma pan nawet wizy, co dopiero obywatelstwa, nie wiem dla kogo pan pracuje tu w polsce... ale proszę
-nie błagam..
-Proszę zrozumieć że ten kraj nie należ kurwa do pana... to kraj w którym moż...
- Powiem panu wszystko co wiem tylko błagam...
- Może pan jedynie zginąć.. i nikt, nigdy się o tym nie dowie...

Wracałem pociągiem z przedziałem dla palących... nigdy nie przypuszczałem ż potrafiłbym tyle palić.

 Bogu dziękowałem za wszystko, za odkrycie maskarady, za wyostrzenie moich zmysłów... za możliwość przejęcia pałeczki w tej morderczej grze... czy byłem już martwy?
 czy dopiero to nastąpi?.. rozumiałem że ktoś pragnie bym nie odkrył prawdy o mordercy dla innych osób... ktoś mnie podejrzewał wręcz nie gorzej od niego... w głowie brzmiał mi tylko jedno imię.. Rel....


---------------------------------------------------------------------------------------------------------
witajcie po długiej(tygodniowej przerwie) starałem się wygospodarować więcej czasu na ten rozdział i już teraz wiem że następne rozdziały muszę napisać bez wklejania ze schowka bo mi się źle sformatują.
Juz pracuję nad piątym rozdziałem chociaż nie wiem kiedy nastąpi oficjalna publikacja.

Licze na to że wam się podoba, jeśli tak zostawcie swoją opinie w komentarzu.

Brak komentarzy: