piątek, 1 maja 2015

Rozdział Pierwszy - Wilki i Psy autorstwa Jareda Wolfganga Wolfa.




W listopadzie zwykle pada deszcz, południowo zachodnia polska tonie pod dywanami szarych chmur. Wzdłuż dolin unosi się niczym sterowiec polana mgły, nieskończone pole ograniczające twoją widoczność do zaledwie 30 metrów. "Nie Przywykłem co dzień zabijać członka własnej rodziny" ale polecenie od Tona jest jak odcięcie prądu w okolicy, nawet jak masz potężny generator i chcesz na powrót dać światło, prąd i tak zostanie odcięty. Siedzę więc na ławce najgorszego z najgorszych przystanków, deszcz opada na mój płaszcz niczym zimna kochanka tuląca w niewdzięczne ramiona. Mógłbym ją nawet polubić, jednak ten brak uczuć. Od mokrej ławki mokną mi też spodnie i koszula. Jedyne na co mogę patrzeć to na pustkę przed sobą... niby widzę ten bar, stację i ludzi tankujących benzynę... ale tak wielka bariera między tym spokojnym, sielankowym światem i mną pogrążonym w mroku, powoduje że nie widzę nic.

   -Pustka to dobre określenie Astonius. Spojrzałem na znajomą mi twarz jednego z największych twardzieli w niepisanej historii.
   -Sir Tone. Wyrzekłem jak zwykle bezradnie.
   -Pewnie miałbyś wielką ochotę tego nie robić, będę szczery... to nie musi być twoja robota. - Zaczął tajemniczo Tone. - Masz swoje
lata, wszystko odłożone, emeryturę tak wygodną jak tylko możesz sobie wyobrazić. Twoja nagroda już od dawna czeka, nie jesteś mi nic winien.- Spojrzałem na niego widząc coraz mniej, jego oczy zdały się jedynym błyszczącym punktem w szarościach dnia.
   -Żywe jak zawsze. - Skomentowałem, a ten w lot zrozumiał cel komplementu.
   -Aston. Zniżył się do mojego poziomu. - Nie muszę ci tłumaczyć że nie o to mi chodzi. To jest twój brat, i właściwie nie musimy go nawet zabijać. Po tobie nie zleciłbym tej roboty nikomu innemu. Masz w tej sytuacji całkowicie wolny wybór, a po 20 latach służby mógłbyś równie dobrze stać na moim miejscu. Spojrzałem na jego platynowe włosy i pocięte rysy twarzy.
   -Często o tym myślałem Sir Tone. Mogę przyrzec że nawet śniłem. Nie chcę mówić o typowym przywiązaniu do roboty i bezradności starczej którą miałbym osiągnąć z racji bezczynności. Ale jest spora szansa że przeżyłem zbyt wiele... i gdybym teraz utkwił w barierze tamtego świata prawdopodobnie nie widziałbym nic. Ta pustka którą mam w sobie sprowadziłaby ślepotę gorszą niż śpiączka. To co teraz robię sir Tone...- Zakończyłem tajemniczo. -Stało się krwią w moich żyłach, aortami w mym sercu...- I uśmiechnął się słysząc to... jednak nie całkiem, brakowało mu ostatniej frazy, tej której konsekwentnie odmawiam od 20 lat.
   -Rozumiem. Dlatego jesteś najlepszy. Chciałbym tylko żebyś wiedział że nigdy nie zależało mi na dobrze organizacji, moim czy kogokolwiek. Jeśli wytypowałem twojego brata...- i zniknął we mgle, Pewnie odchodząc do swojego auta. Nieodłączny urok Sir'a Ton'a. Jego zniknięcia niczym duch... wstałem wraz z całą stacją. "Spodziewają się mnie?" tak jakby coś mi miało umknąć. Przeszedłem ze spokojem pusta ulicę i parking aby trafić między kolumny stacji podążając do baru. Odniosłem wrażenie że każdy się spiął, jakby zobaczył ducha, jednak nie miałem lustra aby się upewnić czy po prostu nie są tchórzami. Podszedłem do baru. Drzwi były otwarte. Przez ułamek sekundy słyszałem szum gotowanych dział i ważonej smoły. Gdy jednak przekroczyłem próg zaległa grobowa cisza. Wszyscy patrzyli teraz na mnie jak na wilka, lub wilkiem... trudno być pewnym. Czułem krople potu spływające po ich pociesznych twarzach, ale nie miałem siły na uśmiech. Spojrzałem na barmana który poczuł ten wzrok  jakbym wypalił nim z działa... mimo iż miałem okulary. Na skórze czułem jak pod ladami barów i pociesznymi uśmiechami kryje się wrogość i broń, gotowa wystrzelić gdy tylko powiem słowo. Jednak może nie powiedziałem tego co trzeba, bo zamówiłem herbatę. Nastrój lekko opadł, usłyszałem szepty. Barman patrzył na mnie spod czoła, chyba jako jedyny coś podejrzewał.
   -Jesteś miejscowy? - Spytałem najuprzejmiej jak potrafiłem.
   -Jesteś gejem? - Odpowiedział pytaniem barman. Połowa baru runęła nerwowym śmiechem, obsunąłem okulary na tyle, ile było potrzebne aby zrozumiał mój zamiar. Gdybym miał lepszy humor nawet uśmiechnąłbym się, na widok jego konsternacji.
   -Lubisz przechodzić do rzeczy...- syknąłem niskim basem.. - Szukam pewnego człowieka... Stwierdziłem jakbym dopiero się o tym dowiedział z odczytanej wiadomości. -Nazywa się He, rald, gre, gorius. może o nim słyszałeś? - Ponownie zapadła cisza. Panowanie nad sytuacją przychodzi łatwo, może to kwestia posiadanych informacji, czuję się żenująco że wiedza to jedyny sposób aby coś uzyskać. Jak jakieś zwierze które jest po prostu silniejsze. Ludzie powstawali z krzeseł. ich oddech pełen stresu i niepewności tętnił za mną wraz z każdym walnięciem płuc. Jedyne co teraz się liczyło to ja, barman, i jego odpowiedź. Jednak nie odpowiedział on. Był to tirowiec w podeszłym wieku siedzący najbliżej mnie po lewej.
   -A kim ty kurwa jesteś pajacu? - Od razu przywołało mnie do pionu, spiąłem się, mój wzrok objął całą sale, wszystkie wymierzone we mnie pukawki i słowa, oddech barmana, pot na skroni tirowca, wilgotność majtek kelnerki.... całość zlała się w jeden wielki chaos w jakości full kurwa hd. nawet nie zauważyłem jak z moich rękawów wylatują dwie potężne giwery wpierdolu - 120 jebanych milimetrów z obciętą lufą forest wild wolf, robiona na zamówienie sama pierdolona rękojeść nie mieściła się w rękach zwykłego śmiertelnika, sama lufa tętniła dymem kuli wystrzelonej ostatnio miesiąc temu. Cygaro znalazło się w moich ustach w nieświadomy sposób wciśnięte tam ręką przed chwilą trzymającą obiekt który zajebał kopytem po mordzie tirowcowi, wytrącając go z tej samej dłoni na tyle długo aby sięgnąć do kieszeni, wybrać smak wild cherry, zapalić zapalniczką wild fire, włożyć do ust i złapać giwerę w podobnym punkcie w którym wypadła. Tirowiec nie musiał po tym ciosie upaść na ziemię, jednak jak na złość się wypierdolił. podążyłem za ciosem, upadłem za nim. przetoczyłem się koło niego, złapałem za kołnierz bluzy, podniosłem się wraz z nim i zasłoniłem jego pokaźnym ciałem przed lufami tubylców. "Kurwa Aston, tchórz się z ciebie zrobił" Barman sięgnął pod ladę. A ja tak bardzo chciałem umrzeć, tak mi było błogo na tamten świat: Z zakrwawionymi od szybkości oczami poluzowałem uchwyt kołnierza tirowca, aby z całej siły zajebać po mordzie ojcu dwójki dzieci, kochającemu mężowi i obywatelowi RP, który zmieniał dziś tylko chorego kolegę - kłamcę  migającego się od pracy aby oblewać długi weekend. Barman od dziś będzie uważał że życie go pokarało tym ciosem, tym jak wypierdolił się na półkę z alkoholem, jak puściły mu zwieracze w trakcie lotu i jebnął odrzutem sraki grzmiącej groźniej niż lawina śnieżna. Jak ludzie zlękli się tego smrodliwego wybuchu na tyle aby zacząć uciekać. Sam bym się przestraszył - ale nie obcy mi był dźwięk silnika odrzutowca, więc stałem w tym smrodliwym barze trzymając tego samego tirowca - kandydata na radnego pobliskiego miasta, poczciwego wytwórcę nielegalnego bimbru, przywódcę zachodniopolskiego ultras, gościa który sprosił tu chyba połowę miasta na wieść o mnie, no i w końcu tatuażysty. Kelnerka która do tej pory patrzyła ze strachem na scenę też poczuła się nieswojo i wyszła przez drzwi serwisowe. Wziąłem głęboki oddech od niechcenia i posadziłem zdobycz na najbliższym, już teraz wolnym krześle. Usiadłem naprzeciwko patrząc na jego zmęczoną twarz. Towarzyszył nam niewyobrażalny smród. Jednak znośny dla kogoś kto całe życie tonął w gównie i błocie. Poziom moich manier po dwudziestu latach rzeczywiście był fatalny. może też nabrałem nieco refleksji. Ale to jakbym na siłę przeczył temu że się starzeję.
   -I pomyśleć panie Herald że gdybym był mniej sprytny zastrzelilibyście mnie jak głupie zwierze... nie do pomyślenia.. a chciałem tylko porozmawiać... - Spojrzał na mnie spode łba.jakbym mu matkę zabił. Pewnie mocno zniszczyłem jego ego, czuł się niepokonany jako gangster z Niemiec.. aż do dzisiejszego dnia.
   -No tak, przepraszam, panie Stanisławie Gronkiewicz. Nie używa pan prawdziwego imienia od piętnastu lat raczej nie bez powodu.
   -To nie jest kurwo tak, że chcesz tylko porozmawiać..- Zaczął,a w mojej duszy wzeszła myśl że może on naprawdę ma coś do powiedzenia, nikt nie mówi że gangster musi być głupi.
   -Chcesz informacji, to co wypłynie z moich ust zadecyduje o losie mojego najbliższego przyjaciela, ten przyjaciel prawdopodobnie zginie. I stanie się tak właśnie dlatego że chce ratować moje życie. Gdybym był mniej samolubny możliwe że podłożyłbym się, lub grał na zwłokę. Ale chciałem walczyć i przegrałem. - Co chwila patrzył na mnie, z nerwów pstrykał palcami. nie wyczułem fortelu, on rzeczywiście nie miał asów.
   -Nie rozumiesz że sprowadzasz na mnie zagładę? ja go wydam, ty go zabijesz, zrobię to bo nie jestem na tyle silny aby z tobą wygrać. Przez ciebie do końca życia będą śniły mi się koszmary, zaniedbam rodzinę i sprawy, popadnę w nędze bo jestem na takie sprawy bardzo wrażliwy...
Aż zdjąłem okulary, nie przewidziałem że rzeczywiście to może być motyw. Popatrzyłem mu w oczy pełnym spokoju wrogim wzrokiem i rzekłem.
   -Rozumiem, całe szczęście nie trafiłeś na osobę młodszą. Mam wolną rękę w kwestii tego zlecenia. Dlatego mimo obowiązku pozwolę Wilgelmowi zadecydować o tym czy umrze, czy nie. Nie będziesz mógł czuć się winny bo jeśli Wil umrze to tylko z własnego powodu. - Wymieniliśmy głębokie spojrzenie, odczytałem w nim szacunek do mojej osoby.
   -Dziękuje. Nie co dzień spotyka się takiego człowieka, jakie jest pana imię? - Wstałem od krzesła i schowałem giwery.
   -Aunxton Astonius zwany "Wolf". - Twarz Herald'a pobladła.
   -O kurwa, to pan jest jego bratem? Masz ochotę zabić własnego brata? Jakim trzeba być potworem? Będąc przy ladzie wyjąłem kartkę i długopis, podałem mu a on zapisał adres, trząsł się cały, nie mógł pojąć tej sytuacji. podał mi, przeczytałem w milczeniu po czym spojrzałem na niego ostatni raz.
   -Nie potworem. Zarówno ja jak i Wilgelm wiemy że jeśli warto uznawać zasady uniwersalne to jest nią ta jedyna, którą on wielokrotnie złamał.
   -Jaka to zasada? - Spytał przytłoczony Herald.
   -Że pewnych rzeczy się kurwa nie robi!


Czytaj Pozostałe rozdziały "Wilków i Psów" oraz sprawdź koniecznie mój Patreon. Publikuje tam materiały filmowe, Grafiki, vlogi, dokumenty i inne książki.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam, z tej strony Jared W. Wolf . bez względu na to jaki rodzaj literatury preferujesz i jak bardzo ci się podoba (lub nie podoba) ten fragment "wilków i psów" zostaw komentarz. mam ustalony już szkielet fabularny tej książki lecz na pewno przyjmę i dodam poprawki w postaciach, sytuacjach, miejscach jeśli uznam że twój komentarz ma rzeczywiście "coś do powiedzenia". Pozdrawiam.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Interesująco się zaczyna. Jedyne to co bym zmieniła to czcionkę. Jest trochę za mała i strasznie razi w oczy, proponuję inny kolor :P

Unknown pisze...

do się załatwić na bieżąco... dzięki za poradę... zwiększę i dam georgię...